Szereg firm (np. Starbucks, General Motors, Disney, Walmart, Dell, Meta) wycofuje się z modelu pracy zdalnej, który był wymuszony pandemią, a później stał się tak popularny wśród pracowników. Nie mam zamiaru przedstawiać argumentów „za” i „przeciw”; lepiej to zrobi ChatGPT :-). Dla mnie jest dość oczywiste, że praca w biurze, razem z innymi pracownikami, jest sensowniejsza, nie tylko z punktu widzenia pracodawcy.
Tutaj chciałbym się skupić na uczelnianym odpowiedniku pracy zdalnej. Wiem, że narażę się prawie wszystkim, ale muszę to napisać: studia online, przez Teams, w tym wykłady, są znacznie gorszym rozwiązaniem niż tradycyjne wykłady w dużych salach. Wiem to: używam różnych narzędzi informatycznych i programów. Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu między wykładowcą i studentami. Co więcej, studenci powinni się spotykać ze sobą. Chodzi nie tylko o „networking”, ale zwykłe rozmowy, kontakt z ludźmi zainteresowanymi podobną problematyką, przyjaźnie. Pójdę dalej: kumulacja wykładów w jedne dni, a ćwiczeń w inne, jest również zła. Wykłady powinny być przeplatane ćwiczeniami, z dłuższymi i krótszymi przerwami, na posiłki i żeby było kiedy pójść do biblioteki albo porozmawiać i coś załatwić na uczelni. Zajęcia na studiach stacjonarnych powinny być 5 dni w tygodniu. No, może na piątym roku już nie…
Idę „pod prąd”, wiem, ale 1) jakoś jestem zupełnie spokojny, że mam rację oraz 2) nie łudzę się, że ktoś się tym przejmie i trend prowadzenia coraz większej liczby zajęć przez Teams się odwróci. Dopiero jak ktoś kto o tym decyduje zauważy, że poziom studiów jeszcze bardziej się obniżył. Oraz że studia dwustopniowe są bez sensu. Mogę tego nie dożyć, ale: patrz punkt 1.